Rafał Łoboda

Zły dzień wilka

 

Założyła czerwony kaptur – nieco postrzępiony na brzegach, ale głęboki. Droga do domku Babci zajmowała pół dnia, a środek lata nawet w puszczy bywał nieznośny. Mama spakowała do koszyka chleb, ciasteczka i słodycze – wszystko, co niedostępne w lesie, a tak ukochane przez Babcię.

Idź prędko, aby zdążyć przed zmrokiem – ostrzegła Mama. – Przenocuj u Babci i jutro wracaj z samego rana.

Dziewczynka westchnęła i wywróciła oczy. Miała już jedenaście lat, więc lepiej wiedziała, co robić! Babcia przynajmniej nie marudziła.

Wędrowała zarośniętą ścieżką, pokrytą pajęczynami cieni z listowia, gałązkami olch i dębów. Owady brzęczały w radosnym tańcu, ptaki ćwierkały, dorodne jeżyny wisiały na zmęczonych łodygach.

 

***

 

Wilk próbował dyszeć jak najciszej. Czarna gęsta sierść grzała mimo cienia rozłożystych drzew. Obserwował dziewczynkę, wdychał jej słodki aromat, zapach mięsa i pulsującej krwi. Ostatnio zdołał upolować tylko parę królików. Ściśnięty z głodu żołądek marudził od rana, różowy język niczym oślizgła pijawka oblizywał pysk, puszczając na ziemię kropelki śliny.

Nie wyczuwał nikogo innego. Była sama.

Gdy go minęła, wyszczerzona i rozmarzona, wychynął bezszelestnie zza drzewa. Biegł miękko, sadząc wielkie susy.

Obróciła się. Zobaczył oczy jak księżyc w pełni. Usta otwarty niczym u konającej sarny.

Dopadł jej nogę, wgryzł się w nagie ciało, trzasnęła kość, gęsta, lepka krew zalała pysk. Wydrążony kawał drewna upadł na ziemię, rozrzucając dziwne rzeczy, których zapachu nie poznawał. Nieważne. Chciał krwi, chciał mięsa.

Skulił uszy, gdy krzyknęła. Ostry pisk spłoszył ptaki.

Drżące pięści dziewczyny uderzyły go w pysk. Wbił mocniej zęby i szarpnął łbem na boki.

 

***

 

Zanim nasycił głód, słońce rzucało już długie cienie. Nie spieszył się, zjadł wszystko dokładnie, pożerając delikatne ciało i chrupiąc kości.

Legł zadowolony wśród ciemnych krzewów.

– „O nie! Znowu to samo!”

Podskoczył, uniósł łeb, postawił uszy na sztorc. Dziwne. Nie wyczuwał zapachu kolejnego człowieka. A jednak słyszał ją blisko, co gorsza… rozumiał słowa!

– „Zjadłeś mnie! A chciałam tylko iść do Babci!”

Usłyszał płacz, a w żołądku pojawiło się nieprzyjemne pieczenie.

Byłem… byłem głodny – odpowiedział, próbując zebrać myśli.

Obrócił się dookoła, ale nikogo nie ujrzał. Nikogo nie wyczuł. Stare drzewa, bujne krzewy, obojętne ptaki i wszędobylskie irytujące robactwo.

– „Niedobry Wilk!”

Nie powinnaś mówić! Zdechłaś!

– „A ty nie powinieneś mnie napadać!"– fuknęła. – Natychmiast mnie do niej zabierz. Ona jest bardzo mądra, pomoże”.

Wilk zatańczył w miejscu i zamerdał ogonem.

Nigdzie nie idę. Nie żyjesz, więc siedź cicho!

– „Pójdziesz albo pożałujesz!” – Ostry ból wygiął Wilkowi grzbiet. Podkulił ogon jak szczeniak. Coś uderzyło go w podbrzusze. I jeszcze raz.

Przestań! – zaskomlał. – Zrobię, co zechcesz.

W co on się wpakował?

– „I bardzo dobrze. Trafisz tam? Nic stąd nie widzę.

Wiem, gdzie to jest. Polana ze starą chatą. Cuchnie tam śmiercią.

– „Śmierdzi to u ciebie w brzuchu, bandyto. Zjedz kwiatki lawendy albo fiołka, gdzieś miałam miętówki…”

Wilk rzucił się pędem w gęstwiny. Warczał cicho, podczas gdy głos z brzucha wyliczał bez przerwy sposoby na nieświeży oddech.

Nie będę jadł żadnych kwiatów! Wolę mięso.

– „No to patrz, jak skończyłeś”. W jej głosie wyczuł złośliwy uśmiech.

Nie do wiary. Żeby jedzenie narzekało…

– „Nie jestem jedzeniem, nazywam się…”

Dla mnie jesteś kolejną ofiarą. Au! Słuchaj, zrozum, to było zwykłe polowanie. Taka wilcza natura. Krąg życia, no wiesz. – Płacz głośniejszy niż letnia burza zatrząsł mu całym brzuchem. Na łapy przodków! Szczenięta każdego gatunku są takie same.  – Na pocieszenie powiem, że byłaś koścista i wcale się nie najadłem.

Szlochanie ustało, ale Wilk radował się ciszą tylko przez moment.

– „Morderca!”

Tego było już za wiele! Kłapnął pyskiem.

Chudzielec!

– „Dewiant! Zboczeniec i ludożerca!”

Co? – Nic nie rozumiał. – Jęczydusza! Au! Jeśli będziesz tak robić, potknę się, połamię łapy, i nie dobiegniemy do Babci. Byłem naprawdę głodny. Stado mnie wygnało, a samemu ciężko przeżyć.

– „Naprawdę? Jesteś samotny?” Gadała tak słodko, jakby chciała go pogłaskać. Zawarczał na samą myśl. – Mnie też koleżanki w szkole nie lubią. Bo nie mam smartfona ani drogich ubrań. Mówią, że dziwak ze mnie”.

Prychnął. Niech ktoś mnie uwolni od tego dzieciaka!

Biegł co sił do domu Babci. Noc zapadła, ale wilcze oczy widziały w mroku jak za dnia. Zdyszany, w końcu dobiegł do niewielkiej polany ze starym domkiem pośrodku.

– „Babciu, ratuj!” zawołał Kapturek.

Drzwi otwarła dziwna postać. Na jej widok odwaga Wilka stopniała jak śnieg.

Znowu? Dziewczyno, który to już raz wyciągam cię z wilczego brzucha? – powiedziała straszna istota. Wilk podwinął ogon, opuścił ciało prawie do ziemi i podczołgał się do stóp Babci.

– „Nie marudź, Babciu. Pomóż nam. Tylko go nie krzywdź jak ostatniego wilka!”

O co chodzi? Kiełbaski były całkiem dobre.

Wilk położył pysk na ziemi. Sprawy nie wyglądały najlepiej.

– „Zostałam weganką! Nie wolno krzywdzić zwierząt”.

Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało.

– „Ale teraz mam jedenaście lat i mam swoje zdanie! Albo go zostawisz w spokoju, albo koniec ze słodyczami!”

Nie! Koniec ciasteczek?

– „Koniec. Nawet taki nicpoń zasługuje na życie”.

Niech będzie – burknęła Babcia.

Wilk nie widział nigdy takiego człowieka.

Ten potwór to twoja Babcia? – zapytał Kapturka.

Chyba jednak skończysz na talerzu... – w głosie Babci usłyszał oburzenie. Najwyraźniej też rozumiała wilczą mowę. Co za dzień!

– „Babciu!”

Ale masz takie wielkie oczy! – próbował się usprawiedliwić Wilk.

To okulary. Noszę plusy. Starość nie radość.

I takie wielkie uszy.

Podobają ci się? Świetna fryzura, prawda? Odmładza mnie.

– „To chyba moja wina” westchnął Kapturek. – „Pożyczyłam Babci »Gwiezdne Wojny«. Ta księżniczka Leia…”

A te wielkie zęby?

Babcia sięgnęła do buzi i coś tam poprawiła.

Sztuczna szczęka mi się obluzowała. Umówiłam już wizytę do ortodonty. Starczy tego! Do dzieła.

Wilk nagle odkrył, że nie mógł się ruszać.

Jak? Co zrobisz? Zjadłem ją… – zapytał.

Nie ty pierwszy! Myślisz, że tak łatwo pozbyć się wnuczki czarownicy? Obłożyłam ją urokami jak świąteczną choinkę.

Babcia wymówiła słowa, dziwne i chrapliwe, długie i krótkie, potem pomachała rękoma i klasnęła. Wilk zasnął.

 

***

 

Obudził się wśród śpiewu ptaków, z promieniami muskającymi sierść. Leżał przed drzwiami chaty Babci, cały i zdrów.

Jesteś tam?

Cisza.

Zatańczył ucieszony. Nagle zauważył ruch w oknie. Jasnowłosa dziewczynka uśmiechnęła się do niego, pomachała i zniknęła w głębi domu.

Wilk ruszył w pachnący wolnością las. Od tej pory zamierzał żywić się wyłącznie królikami.

One przynajmniej nie mówią. 

 

Comments: 0